Nazbierało mi się trochę rzeczy do zrobienia, a głównie do malowania. Już od dawna pod łóżkiem leżała zamówiona przez mamę półka do pobielenia i zdarcia, kolejna :) skrzynka, łoś (który miał zostać przerobiony na świątecznego renifera) i eszcze kilka innych gratów czekających na moją wenę. Sprawę ułatwił mi mój mąż, który nie tylko w piątek i niedzielę pracował biedny na nocną zmianę, w sobotę zaliczył imprezę z okazji zakończenia sezonu piłkarskiego, ale pojechał mi jeszcze po puszkę białej farby żebym mogła zabrać się wreszcie do pracy. Począkowo wyglądało to mniej więcej tak, jak na zdjęciu wyżej, potem doszło jeszcze parę rzeczy i było znacznie gorzej, do tego jeszcze przeszkadzał mi pewien ciekawski czworonóg :)
ostatecznie powstała tabliczka na drzwi do łazienki, pudełko /które jeszcze i tak trzeba parę razy polakierować, reszta jeszcze się tworzy lub wciąż schnie.
Zdjęcia wciąż beznadziejnej jakości, bo ciągle zapominam zwinąć siostrze aparat :)
Co do wizyty w IKEA to oprócz typowo praktycznych zakupów typu wkłąd na sztućce do szuflady czy stojaka na pokrywki, o którym już dawno marzyłam, /pokrywki walały mi się wszędzie zajmując kupę miejsca/ a po ktróego nie opłacało się specjalnie jechać do Katowic zakupiliśmy sobie świecznik /kolejny :) /, nowy zestaw do łazienki, serwetki świąteczne /z zamiarem zrobienia z nich jakichś ozdóbek/ i specjalnie wybrany przez mojego męża rondelek :) /z którego on właśnie cieszy się najbardziej/ :)
aaa...i oczywiście wstąpiliśmy na klopsiki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz